Kolejny
monotoniczny dzień w życiu Swaggera właśnie się rozpoczął. Pół
nagi chłopak leżąc bokiem na łóżku starał się nie obudzić
pod wpływem światła słonecznego, które aktualnie raziło jego
oczy przez zamknięte powieki. Przewrócił się na drugi bok i
próbując się nie wybić ze snu znalazł sobie wygodną pozycje.
Kiedy czuł że znika z realnego świata, nagle usłyszał wołanie.
-
Justin?! - krzyknęła Tina chcąc obudzić szatyna.
-
Śpię. - burknął pod nosem kładąc sobie na twarzy dłoń.
-
Justin wstawaj, nie prześpisz całego dnia, zresztą musisz się mną zająć!
Dziewiętnastolatek
otworzył powieki i przekładając się na plecy, po krótkiej
chwili, którą poświecił na gapieniu się w sufit poderwał się
siadając i przecierając zaspane oczy. Zsunął z siebie kołdrę i
powoli wstając skierował się do łazienki, chwycił za swoją
szczoteczkę i Tiny nałożył na nie pastę i wlewając wody do
jednego kubeczka, wziął go oraz miednicę. Podszedł do kobiety i
podał jej wszystko, po czym zaczął chodzić po całym mieszkaniu
czyszcząc swoje zęby.
-
Zawsze musisz tak łazić, jak myjesz zęby? Zaraz zrobią się
dziury w podłodze.
-
Myślę, gdy tak chodzę łatwiej mi myśleć.
-
Myślisz jak zdobyć nielegalnie pieniądze?
-
A co jeśli powiem Ci że nie tylko i wyłącznie o tym myślę.
-
Zamieniam się w słuch. - uśmiechnęła się.
-
Czy ja powiedziałem że Ci coś powiem? - zdziwił się zatrzymując
się i wpatrując w nią.
-
Tak oczywiście, duś to w sobie... Albo może ty mi po prostu nie
ufasz co? Może myślisz że wstanę i zepsuje Ci to co tam sobie
planujesz.
-
To nie o to chodzi, wiem po prostu jakie jest twoje zdanie na ten
temat, dlatego nie chce z tobą o tym rozmawiać.
Skrzywił
się i biorąc od kobiety rzeczy, wrócił się do łazienki,
odkładając je na miejsce. Oparł się o zieloną umywalkę i chwile
wpatrywał się w nią. Przez jego ciało, przeszedł dziwny prąd,
dla niego nie do opisania. Czuł się bardzo dziwnie, miał wrażenie
że jest sam, pomimo ciepła jakie dostawał od Tiny przez tyle lat,
tak naprawdę odczuwał samotność, a gdy jeszcze do tego był
oschły dla jedynej osoby, która przy nim jest, odczuwał
podłamanie, które nie dawało mu spokoju. Chwycił się za głowę
i spojrzał w lustro, przejechał obiema rękoma po swoich włosach i
wziął głęboki wdech.
-
Co ty odpierdalasz stary? - zapytał swojego odbicia.
Pokręcił
parę razy głową i chwycił za kurek od wanny przekręcając go,
zatkał czymś gumowym dziurę i ruszył w stronę salonu. Nie
patrząc na razie w oczy brunetce, odsunął stół który stał
przed nią i łapiąc ją jedną ręka pod plecy drugą pod kolana,
podniósł jej ciało. Nie była ciężka, wręcz przeciwnie, drobna,
lekka i wychudzona. Swagger starał się być bardzo delikatny,
wszedł do pomieszczenia i posadził Tinę na krześle. Pomału
zaczął ją rozbierać, ściągnął z niej koszulę, dresowe
spodnie z lekkim trudem i bieliznę. Patrzył jej cały czas w oczy,
mając świadomość że to jego opiekunka, nie miał śmiałości
patrzeć na jej nagie ciało. Znów ją podniósł i pomału kładąc
w ciepłej wodzie sięgnął po gąbkę i smarując jej bladą skórę
mydłem zaczął delikatnie myć jej plecy.
-
Coś Cię gnębi mój kochany? - uśmiechnęła się.
-
Przepraszam, że byłem przed chwilą taki oschły.
-
Przyzwyczaiłam się, więc przyjmuję twoje przeprosiny. -
uśmiechnęła się jeszcze szerzej wpatrując się w chłopaka,
który wstał i opierając się o brązową szafkę, chwycił za
pudełko papierosów leżących na niej i wyciągając jednego,
włożył go do buzi i szybkim ruchem zapalił go.
-
Nadal liczysz na to że coś Ci powiem prawda? - rzucił zaciągając
się i po chwili wypuszczając dym.
-
No cóż nie chcesz to nie mów i niech Cię to dręczy do końca
życia, a tak gdybyś mi powiedział to może bym Ci pomogła. Tak w
ogóle mówiłam Ci żebyś nie palił. - odparła zniżając ton.
Justin
słysząc to o paleniu, przez chwilę wpatrywał się w kobietę, ona pokazała ruchem ręki by go zgasił. Akurat wtedy kiedy
chciało mu się tak cholernie palić, tak aż go coś w środku
skręcało. Niechętnie wrzucił papierosa do umywalki i zalał go
wodą.
-
Dowiedziałem się że mogę zdobyć pewną dużą sumkę.
-
Za pewną dużą sumką kryje się ile dokładnie?
-
Jakieś... Sto tysięcy dolarów.
-
Sto tysięcy dolarów?! Tak dużo? Eh oczywiście miałam racje co do
tego nielegalnego zarabiania.
-
Mogłoby to wystarczyć na naszą przyszłość, a przede wszystkim
na twoją operację. Może mogłabyś chodzić, a w najgorszym
wypadku, kupiłbym Ci taki wózek co się nim steruje i mogłabyś
jeździć gdzie chcesz.
Tina
spojrzała na chłopaka, z dość poirytowaną miną, chciała
najwyraźniej dać mu nią do zrozumienia, iż to co właśnie mówi
w pewien sposób nie ma dla niej znaczenia, a gdy szatyn skończył
swoją wypowiedź przewróciła oczami.
-
Justin, ale ja nie chce żadnej operacji. Chce żebyś coś zrobił
ze swoją i tylko swoja przyszłością, może pójdziesz na studia?
Myślałeś o dalszym kształceniu się? Przecież pozdawałeś
szkoły, może z lekką trudnością, ale udało Ci się. Mi jest
dobrze tak jak teraz jest, owszem czasem ponarzekam, ale to tak tylko
żebyś o mnie nie zapomniał i zajął się mną. - zaśmiała się.
- Wiesz że jestem upierdliwa.
Swagger
uśmiechnął się i wypuszczając wodę zaczął spłukiwać mydło
z jej ciała. Kiedy wanna była pusta, złapał za ręcznik, pomału
wycierając Tinę, otulił ją w niego i podnosząc, przeniósł do
salonu. Położył ją na sofie, po czym podszedł do jakiejś szafy
i wyciągnął z niej rzeczy kobiety. Pomógł jej się ubrać.
Pomału zakładając na nią jej ciuchy, patrzył się w jej
rozpromienione oczy, a w jego głowie tworzyła się wizja, w której
Tina znów może swobodnie się poruszać.
-
Jednak te sto tysięcy spokojnie wystarczyłoby na moją przyszłość
i twoją.
-
Jesteś strasznie uparty i pewnie świadomy, że nie jestem
zadowolona z tego powodu iż w taki sposób chcesz zdobyć te
pieniądze.
-
W jaki sposób? - zdziwił się ponieważ nie wspomniał przy niej
jak może zdobyć tą sumę.
-
W nielegalny Justin, nie wiem jaki, ale wiem że nielegalnie zarobisz
te pieniądze, znam Cię zbyt dobrze.
-
Możesz przestać wypominać mi w jaki sposób będę miał tą
forsę? Najbardziej istotne jest chyba tutaj to że będę ją
miał...
Po
tych słowach skierował się do swojego pokoju i huknął drzwiami
tak mocno, że aż brunetka się wzdrygnęła. Tina posmutniała, już
nie miała pojęcia co z nim robić, jak przemówić mu do rozsądku,
martwiła się, iż pewnego dnia coś mu się stanie, nie chodziło
jej o to że wtedy zostanie sama i nikt nie będzie się nią
opiekował, lecz bała się o jego życie jego przyszłość. Justin
jest młody i tyle jeszcze może osiągnąć, jednak on ma własne
przekonania i uparcie się ich trzyma. Bieber siedzący na łóżku w
swoim pokoju, znów starał się zwalczyć gniew jaki w sobie dusił.
Położył się i zamknął oczy. Pomimo swojego łobuzerskiego
charakteru lubił mieć spokój i cenił chwile, kiedy miał ciszę i
nikt mu nie przeszkadzał w głębokim rozmyślaniu.
Jak
każdego ranka, Destiny prędko zwlekła się z łóżka i wparowała
do łazienki. Nałożyła pastę na szczoteczkę i wkładając ją do
buzi wróciła do pokoju. Otworzyła wielką szafę i zaczęła
szukać w niej jakieś sportowe ciuchy, przegrzebując ją nagle
rzeczy po prostu z niej wypadły. Johnson odsunęła się i spojrzała
na bałagan. Jednak dzięki temu udało jej się coś znaleźć.
Ściągnęła piżamę i założyła na siebie bokserkę oraz
leginsy. Kiedy poczuła, że pasta zaczyna wypalać jej jamę ustną
szybko podbiegła do umywalki i wypluła ją do niej. Odkręciła
kurek, złapała za kubek i nalewając do niego wody, przepłukała
piekące usta. Czuła się strasznie rozkojarzona, w pewnym momencie
zdała sobie sprawę, że przyczyną tego nie jest nikt inny jak nowo
poznany chłopak. Miała nadzieje, że dziś znów na niego wpadnie.
Zerknęła na zegarek, dochodziła godzina, o której wczoraj się
spotkali. Wyszła z pokoju i zbiegła na dół, od razu ruszyła w
stronę drzwi wyjściowych, zakładając buty omal co się nie zabiła.
-
A śniadanie? - krzyknął Henry.
-
Przecież wiesz, że dopiero po bieganiu. - odparła trzaskając za
sobą drzwiami.
Biegła
bardzo szybko rozglądając się na wszystkie strony, licząc na to
że zaraz go zobaczy. Z drugiej strony wydawało jej się to dość
dziwne, bo czemu tak ją cięgnie do chłopaka, którego praktycznie
nie zna i jej przyjaciółka tak bardzo go nienawidzi. Po paru
minutach robienia sobie nadziei, usiadła pod jakimś drzewem i
opierając się o nie zaczęła ciężko dyszeć. Po raz pierwszy
poczuła się tak źle, na szczęście po chwili udało jej się
uspokoić oddech.
Kilkanaście
kilometrów od domu Des, More razem ze znajomymi, przejeżdżała
przez ulice Nowego Jorku na swoim ukochanym motorze. Oprócz tańca
jej drugą miłością była szybka jazda na Morisonie. Uwielbiała
niebezpieczną szybkość, udowadniała to wiele razy na nielegalnych
wyścigach, które odbywały się dość często. Właśnie wtedy
otrzymała smsa z datą, godziną i miejscem kolejnych, w których
można było wygrać jak zwykle niezłą kwotę. Wyciągnęła
komórkę z kieszeni i spojrzała na ekran telefonu, czytając smsa
zwolniła, a po chwili się zatrzymała.
-
Shane! - krzyknęła i zagestykulowała by mężczyzna się
zatrzymał.
Shane
tak też zrobił słysząc jej wołanie i widząc jej machającą
rękę w lusterku, zatrzymał się, po czym reszta zrobiła to samo
kiedy zorientowali się że przyjaciele za nimi nie jadą.
-
Jedziecie? - zapytał jeden ze znajomych.
-
Jedźcie, dogonimy was! - odparł Shane podchodząc do More. - Co tam
masz mała?
-
Sto tysięcy za wygrany wyścig. Tylko nie wiem kto do mnie
napisał, organizator jest anonimowy.
-
Nieważne kto, ważne że jest kasa którą trzeba zdobyć, mam
nadzieje że w to wchodzisz?
-
Jasne, ja bym nie angażowała się w wyścig? Tylko, że tu jest
napisane o wyścigach samochodowych, więc Morison się nie wykaże.
-
To chyba nie problem dla ciebie co? Wóz Ci załatwię, zresztą
sobie chyba poradzisz.
-
Jeśli załatwisz mi furę to oczywiście że pojadę. - zaśmiała
się.
-
Może wzięłabyś ze sobą Destiny i pokazała jej jak się bawisz?
-
Zwariowałeś? Ona raczej nie jest zwolenniczką szybkich jazd. -
odparła krzywiąc się na to co powiedział Shane.
-
To ją przekonaj, tylko bądźcie ostrożne. - uśmiechną się i
wsiadając na swój motor ruszył zostawiając Roxy.
Dziewczyna
spojrzała jeszcze raz na smsa i wsiadając na swój pojazd ruszyła
w przeciwną stronę, prosto w kierunku miejsca zamieszkania Johnson.
Jadąc do niej, nie była pewna czy zabieranie jej tam będzie dobrym
pomysłem, jednak może dzięki temu blondynka znajdzie sobie inne
zainteresowanie od tego co ma teraz, a mianowicie aktualnie jest nim
niestety Swagger. More nie była głupia, wiedziała jak ten chłopak
działa i do czego jest zdolny, zresztą przekonała się o tym na
własnej skórze. Brunetka przypomniała sobie, że na widok Morisona
ojciec Des mógłby mieć jakieś podejrzenia dlatego pojechała
okrężną drogą. Nagle Johnson usłyszała nadjeżdżający motor,
co od razu ją poderwało na równe nogi. Kiedy zorientowała się,
że pojazd się zatrzymał wyjrzała zza drzewa i zobaczyła Roxanę
schodzącą z niego i kierującą się w stronę jej domu.
-
Roxana? - zdziwiła się Des wychodząc zza drzewa.
-
Destiny, właśnie szłam do ciebie, jak widzisz specjalnie
zaparkowałam daleko od twojego domu, żeby nikt nie pomyślał że
jeździsz motorami.
-
Dzięki... Co ty tu robisz?
-
Chciałam z tobą pogadać i zapytać się czy masz dziś wolny
wieczór, bo...
-
Nie mogłaś zadzwonić? - zdziwiła się niebieskooka.
-
Przejeżdżałam niedaleko ciebie więc myślałam, że wpadnę. Jak
widzę ćwiczysz, bardzo dobrze, może wyćwiczysz coś do ulicznych
walk tanecznych.
-
Ulicznych walk?
-
Tak czasem są organizowane, zawsze mamy drugie lub trzecie
miejsce... Jednak nie przyjechałam tu w tej sprawie, a mianowicie,
Shane uważa że powinnam Cię coraz bardziej wkręcać w naszą
paczkę. Więc co ty na to żeby wyrwać się dziś wieczorem i
popatrzeć jak twoja przyjaciółka wygrywa sto tysięcy. -
wyszczerzyła się.
-
W jaki sposób chcesz wygrać tą kasę?
-
Nie wiem czy Ci się to spodoba, ale... W nielegalnych wyścigach
samochodowych, zero zasada, tylko ważne żeby po trasie i do celu.
-
Ok, pojadę Ci kibicować jeśli zawieziesz mnie teraz na Fox Street.
-
Szantaż? Słuchaj nie zawiozę Cię tam bo wiem dlaczego chcesz tam
jechać, nie masz szans.
-
Po prostu zawieź mnie tam, a wieczorem pojedziemy razem na ten
wyścig.
-
Tak, zawiozę Cię tam, a wieczorem będę szukać twojego ciała,
zamiast startować z wyścigu, w którym mogę wygrać dużo kasy. Po
moim trupie, nie przyczynię się do niczego co jest związane z tym
idiotą.
-
Skąd wiesz, że chce się akurat z nim spotkać?
-
Ohh czy ja wyglądam Ci na idiotkę? Ciągnie Cię do niego to fakt,
ma fajną brykę i motor i ma kasę to fakt, ale zbyt dobrze go znam,
żeby pozwolić Ci na zmarnowanie sobie przez niego życia. Ciesz się
że mi zależy, bo rzadko kiedy mi zależy.
Spokojny
już Swagger wygodnie leżał sobie w swoim pokoju. Wpatrując się w
sufit oraz wsłuchując w Nowojorskie życie jakie tętniło za jego
oknem, nie miał zamiaru wchodzić dziś już z tego stanu. Jednak
wibracje komórki przerwały mu wypoczynek, na początku nie reagował
na irytujący go dźwięk i zakrył głowę poduszką, jednakże po
jakiś pięciu minutach ciągłego dzwonienia, Justin miał już
dosyć, sięgnął po telefon i powolnym ruchem odbierając przysunął
go do ucha.
-
Halo?
-
Siema Swagger tu Mike, jest sprawa.
-
Może później, teraz próbuję się zrelaksować, pomyśleć nad
moim nędznym życiem i zginąć w otchłani ciemności mojego
umysłu.
-
Stary powiem Ci że bardzo kreatywnie. - powiedział ironicznie. -
Ale myślę że to co mam Ci do przekazania jest bardziej
interesujące niż to nad czym teraz chciałeś sobie podumać.
Od autorki: Przepraszam, że musieliście tak długo czekać, ale przez szkołę mam mniejszy dostęp do kompa i jeszcze doszedł do tego brak weny. Mam nadzieje że podoba wam się ten rozdział, nie ma jeszcze tutaj zbyt dużej akcji, ale obiecuje że już wkrótce zacznie się dziać.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Jeśli już przeczytałaś/eś rozdział, proszę zostaw w komentarzu swoją opinię :)